Wymagamy od dzieci, aby były uczynne dla rodziców. „Moje
dziecko powinno o mnie pamiętać”, „Te moje dziecko to jakieś złe, w
ogóle nie pamięta o swoich rodzicach”.
„W ogóle mnie nie odwiedzacie” mówi rodzic. Zamiast wydać komunikat
wprost – „Stęskniłem się za tobą. Może byś przyjechał?” czy też
„Stęskniłem się za tobą, może my was odwiedzimy?”
Jasno powiedzieć o swoich potrzebach i pragnieniach. „Potrzebuję, abyś przyjechał i mi pomógł, sam sobie nie poradzę”.
To nie jest nic złego okazać swoje Serce.
Boimy się prosić. Mamy olbrzymi lęk przed proszeniem. Przed pokazaniem, że jesteśmy człowiekiem i mamy swoje potrzeby.
Zamiast powiedzieć „zrób mi proszę rosołek, potrzebuję go”, wydajemy rozmyte komunikaty w stylu „ooo… napiłbym się rosołku”.
Dorosły człowiek powinien wyrażać się jasno – „potrzebuję herbaty”,
„przepraszam, muszę wyjść”, „potrzebuję się przytulić, mogę?”
Nie chcemy się przyznać do własnych słabości. Do tego, że czasami sami nie damy sobie rady.
Aby poprosić kogoś o pomoc, trzeba najpierw przyznać się przed samym
sobą, że „nie mam siły”, „potrzebuję pomocy”, „czuję się samotny”, itd.
Udajemy twardzieli, bo wstydzimy się własnej uczuciowości. Wstydzimy się otwartości, wrażliwości, czułości czy dobroci.
„Ja nic nie potrzebuję”.
Nie prosząc o pomoc, izolujemy się od ludzi. „Ja nic nie potrzebuję”
mówi babcia, jednocześnie mając stale pretensje do własnych dzieci i
wnuków, że się jej nie odwiedza.
Dzieciom naprawdę może powstać bałagan w głowie, gdy stale otrzymują 2
sprzeczne komunikaty – „ja nic nie potrzebuję” + nieświadomie wysyłany
komunikat całą swoją postawą, który można by zawrzeć w zdaniu –
„POWINIENEŚ o mnie pamiętać”.
Skonfundowane dziecko mogłoby zapytać – „to właściwie potrzebujesz czegoś czy nie potrzebujesz?”.
Weź odpowiedzialność za to, co przekazujesz innym swoją osobą.
Izolacja.
Nie prosząc o pomoc, izolujemy się od ludzi.
Udajemy, że jesteśmy samowystarczalni – „ja nic nie potrzebuję”, „ach,
nie trzeba było”, „to nic takiego”, „nie ma za co”, ale w głębi duszy
cholernie tęsknimy za drugim człowiekiem. Za prawdziwym spotkaniem z
drugą istotą.
Nie potrafimy brać i dziękować. Cieszyć się tym, co otrzymujemy od
innych. Chwilą bliskości, dobrym gestem, prezentem, krótką rozmową.
Nie okłamuj się zdaniem „ja nic nie potrzebuję”, „
jestem silny, dam sobie radę„,
„nikogo nie potrzebuję do szczęścia”, bo w ten sposób oddzielasz się od
innych. Stajesz się biorobotem, podatnym na zewnętrzne kuszące
świecidełka i gadżety, np. internetu, telewizji, szkoleń, zakupów,
wódki, które dają ci
ILUZJĘ bliskości z innymi.
Wydaje ci się, że masz dużo przyjaciół, bo Twoi znajomi obserwują cie
na Facebooku. Czy też – idziesz z nimi na drinka, więc masz iluzję, że
otaczasz się przyjaciółmi i jesteś dobrym człowiekiem. Nie jesteś.
Oszukujesz sam siebie. Dobry jesteś wtedy, gdy w odwadze prawdziwie
jesteś obecny dla drugiego, jesteś dla niego całym sobą (a nie tylko
dodatkiem do „piwka”) i gdy mówisz mu o sobie. O sobie prawdziwym,
potrzebującym, czułym i dzielącym swoje smutki i radości. Czy też, gdy
razem coś tworzycie dla wspólnego dobra.
Mój syn to egoista.
Jako dorośli myślimy sobie „syn powinien się domyślić, on taki
egoista”. A przepraszam, czego własną osobą nauczyliśmy własne dzieci?
Czy nauczyliśmy je (pokazując w życiu swoją osobą) jasnych i klarownych
komunikatów, w stylu – „potrzebuję pomocy”, „zrób to proszę dla mnie”,
„dziś nie mogę, jestem zmęczony”? Czy
PREZENTOWALIŚMY je w życiu w stosunku do innych?
Nie, często własną osobą prezentujemy coś odmiennego – użalamy się
nad sobą „o boże, jak mi źle”, ale nic z tym nie robimy. Ani nie prosimy
o pomoc, ani nie tworzymy zmiany. Uczymy więc własne dziecko tkwić w
marazmie, w niespełnieniu, w niewiedzeniu czego się chce.
Nie wydajemy jasnych komunikatów – „zostaw, to za dużo dla mnie”,
„odejdź”, „przepraszam, dziś nie mam siły, jestem zmęczona”, tylko
podkładamy się dla innych, rezygnując z siebie, z własnych potrzeb, z
potrzeby odpoczynku, ochronienia własnych granic, z powiedzenia czego
się aktualnie potrzebuje.
Mamy w głowie pobożne życzenia, ale ich nie wypowiadamy drugiemu. Nie komunikujemy.
Uczymy w ten sposób własne dzieci, by żyły tak, jak my – nie komunikując, nie wypowiadając, ale
wymuszając emocjonalnie na innych – płaczem, żalem, złością, fochem.
Uczymy ich swoją osobą jak stworzyć kolejny toksyczny związek. To
toksyczny związek, gdy nie mówimy wprost (ale łagodnie) o naszych
potrzebach i granicach.
Z jednej strony chcemy, pragniemy czegoś, tęsknimy, ale zatrzymujemy się tylko na poziomie pragnień.
Nie powiemy drugiemu o naszej tęsknocie czy chęci bliskości.
Mamy za to agresywne tłumione oczekiwania – „ona powinna”, „on powinien” lub obgadujemy innych – „taki to egoista”.
W ten sposób tworzymy chory schemat uciemiężonej matki Polki, która
podkłada się cały czas dla męża, nie zadbając o siebie. I złego,
agresywnego męża, którego przecież trzeba nakarmić, napoić i dać mu
seks.
Obgadywaniem nie zmienisz siebie.
Obgadujemy innych. Jesteśmy mistrzami w obgadywaniu, ale nie robimy
NIC, aby wprowadzić we własne życie zmiany. Wyjść do drugiego. (zobacz
też:
Dlaczego krytykujemy sukcesy innych?)
Wciąż tkwimy w postawie kilkuletniego dziecka, które ma tylko oczekiwania, a nie chce dać nic od siebie.
Czasami wylewamy na drugiego parszywe, agresywne, straszące żale,
mówiąc mu – „już wszyscy sąsiedzi mnie pytają dlaczego mam takiego złego
syna, który w ogóle mnie nie odwiedza”.
To nie syn jest zły. To ty nie dałeś/dałaś mu poprawnych wzorców. Nauczyłeś go egoizmu, będąc egoistą.
On Ciebie tylko skopiował. Miał przecież najlepszego nauczyciela.
„Jak to nauczyciela? O czym ty mówisz!?”, „Nie masz prawa tak mówić
do własnego ojca! To chamstwo! Rodzicowi należy się szacunek!”
Zapamiętaj jedno – szacunek to nie straszenie. Szacunek to nie bycie
wyższym. Szacunek to nie górowanie nad drugim. Górowanie nad drugim to
poczucie władzy. A władza na ma nic wspólnego z szacunkiem.
Jeśli chcesz zyskać autorytet, okaż miłość, a nie wymagania. Bądź
dobry. Szacunek pojawi się samoczynnie. Obserwując rodzica odważnego,
prawdziwego, kochającego, dziecko automatycznie nabiera szacunku do
takiej osoby i będzie na nią wpatrzone całe życie.
Proszę.
Można przecież powiedzieć – „Synu, proszę cię o pomoc”, albo „Córko, tęsknię za tobą”.
To wymaga jednak odwagi. Odwagi, by kochać i wyrażać miłość. A nie
umartwiać i użalać się nad sobą. A nie mieć oczekiwania w stylu „syn
powinien”.
Pytanie jest podstawowe – czy nauczyliśmy dziecko przykładem WŁASNEJ osoby, że:
* gdy mam potrzebę, to proszę,
* gdy coś przekracza moje granice, to mówię „nie”,
* gdy tęsknię, to o tym mówię,
* gdy widzę człowieka w potrzebie, to działam.
Czy nauczyliśmy swoje dziecko być przydatnym dla drugiego?
A nauczyć możemy tylko w jeden sposób – pokazując SAMYM SOBĄ, że jesteśmy:
* przydatni sami dla siebie (mówię, czego potrzebuję i robię w życiu to, czego potrzebuję) i
* przydatni dla innych (gdy widzę człowieka w potrzebie, to pomagam, a nie gadam o nim lub użalam się nad tym jak mi źle).
Jeśli chcesz nauczyć dziecko miłości, okaż miłość.
Pokaż, że potrafisz kochać
SIEBIE. Pokaż, że potrafisz o siebie zadbać. Poprosić o pomoc. Wyjść do drugiego. Zrobić coś dla siebie.
Jeśli masz potrzebę, poproś.
To nie jest nic złego zadbać o siebie.
http://kimjestem.pl/badz-czlowiekiem-popros/