Dzieci są połączone z polem morfogenetycznym rodu w pełni. Co to oznacza?
To, że patrzą z miłością na to czego rodzice lub dziadkowie nie widzą.
Dziecko się rodzi i całym sobą pokazuje czy w rodzie panuje spokój czy coś trudnego obciąża kolejne pokolenia.
Pokazuje często poprzez nadmierny płacz, napięcia w ciele, kolki, problemy z zasypianiem lub spaniem.
Kiedy ustawia się „problematyczne” niemowlaki ich zachowanie zawsze wskazuje coś niezakończonego, ciężkiego co domaga się uwagi ze strony żyjących.
Być może czyjeś cierpienie lub krzywda nie zostały uszanowane, być może jakaś żałoba nie została odbyta.
Dziecko z bezwarunkowej miłości do rodziców, przyjmuje na siebie ciężar uwikłań, żeby ich odciążyć.
Kiedy dorasta, swoim zachowaniem, sposobem wysławiania, dziwnymi zdarzeniami które przyciąga, pokazuje bardzo wyraźnie na co trzeba popatrzeć.
Nie ma „niedobrych” dzieci. Są dzieci uwikłane. Służą z miłością.
Jako nastolatkowie mogą kłamać, kraść, żeby przypomnieć o tym co się w rodzie wydarzyło wcześniej.
Często dziecko próbuje „odpokutować” winy przodków. Kiedy ktoś np. zdradził, oszukał, wykorzystał kogoś. Wtedy dziecku się nie wiedzie, może też przyciągać przykre zdarzenia, będąc niewinnym – może być posądzane o czyny, których nigdy nie dokonało, albo będzie popychane przez niewidzialne siły do nieświadomego naśladowania jakiegoś przodka – zdradzając, oszukując, krzywdząc, wykorzystując.
Miłość jaka wiąże dziecko z rodziną jest potężna. Dziecko poświęca się w jej imię absolutnie. Dlatego też przyjmuje wszystkie ciężary na siebie, całe cierpienie i krzywdę.
Miłość dziecka nie zna granic – identyfikuje się całkowicie z wykluczoną osobą.
To co pomaga wyjść z takiego uwikłania, to dojrzała postawa, która rozgranicza swój los od losów przodków, szanuje ich odrębność.
Kiedy zostawiamy los przodków przy nich i się kłaniamy im i ich losom tworzymy bezpieczny dystans i przestrzeń w której możemy być sobą i przyjmować błogosławieństwo tych co byli przed nami.
Osoby, które przychodzą na ustawienie i pokazuje się ich uwikłanie w czyjś los, są głęboko poruszone, kiedy patrzą na przodka, którego reprezentują. Widać od razu jak wielką miłością darzą osobę, której być może nigdy nie poznały, bo zmarła nawet kilka pokoleń wstecz.
Ta głęboka więź i miłość czasem zaburza relacje z żyjącymi członkami rodziny np. rodzicami.
Potrzeba przyjęcia kogoś wykluczonego np. babci, dziadka lub wujka jest tak silna, że dziecko lub dorosły będący w takim uwikłaniu, nie widzi swoich rodziców, jest na nich zły lub czasem zupełnie odcięty emocjonalnie. Kiedy „zwolni się ze służby” może na nowo odkryć swoich bliskich i zacząć tworzyć relację opartą na bliskości i otwartości.
Czasem też miłość dziecka kieruje się do jednego z rodziców – w jego odczuciu słabszego np. chłopczyk wewnętrznie mówi do matki: będę dla ciebie lepszym partnerem od ojca. Tym samym stawia się wyżej od niego – czuje się wtedy wyróżniony, wyjątkowy a w rzeczywistości jego ego rozdyma się ponad miarę. Taka osoba zazwyczaj „wie lepiej”, jest przemądrzała i tak naprawdę nie widzi i nie szanuje innych. Analogicznie dzieje się z córką która kieruje swoją miłość do ojca mówiąc wewnętrznie –„jestem dla ciebie lepsza niż matka”.
Taka osoba staje się tez zazwyczaj ratownikiem – wtedy poprzez swoje zachowanie „zbawiające” świat lub innych potwierdza swoją „wyjątkowość” i „ważność”
Tym co najtrudniejsze zazwyczaj dla nas to uznać siebie, jako dziecko swoich rodziców – poczuć się nim i pozostać na swoim miejscu. Uznać, że nie musimy nic robić specjalnego ani dla rodziców, ani rodu, bo każdy jest właściwy taki jaki jest i był.