Cytuję: „Jest osobą niezwykle
kontrowersyjną, ale jego poglądy podziela wielu ludzi. Gorliwi wyznawcy
chłoną jego wypowiedzi i, co sami przyznają, czują się dzięki niemu po
prostu szczęśliwsi. Dziś Siergiej Łazariew, autor bestsellerowych
książek i badacz, który podobno rozpracował istotę karmy, odpowiada na
najciekawsze pytania związane z wpływem poprzednich wcieleń na
teraźniejszość.
-W jaki sposób rozwój intuicji wiąże się z karmą?
S. N. Łazariew: W bardzo prosty. Otóż francuscy badacze spostrzegli,
że w pociągu, który uległ katastrofie, jest średnio o 15% mniej
pasażerów niż zwykle. Dlaczego? Bardzo zwyczajnie – ten człowiek,
którego karma jest lepsza, złamie nogę, zgubi lub ukradną mu bilet albo
rozmyśli się i nie trafi do tego pociągu.
A ten, którego karma jest gorsza, nie otrzyma intuicyjnego
ostrzeżenia. Odwrotnie – „pogoni go” tam i pojedzie tym pociągiem.
Intuicja – to właściwe przeczucie odnośnie przyszłości, związane z
czystością duszy człowieka. Im bardziej czysta dusza, tym jestem „wyżej
nad ziemią” i tym silniejsza jest moja intuicja oraz prawidłowe
postrzeganie przyszłych zdarzeń. I na odwrót – w tych samych
proporcjach.
-Czy rodzeństwo bliźniacze niesie jednakową karmę?
S. N. Łazariew: Nie. Zwykle bliźniak, który rodzi się pierwszy –
bierze więcej negatywu, drugiemu jest lżej. Kiedyś, gdy ludzie mieli
niezachwiane poczucie, że Bóg kieruje wszystkim – rozumowali prawidłowo.
Kiedy ktoś dokonał złodziejskiego czynu, myśleli: „Bóg cię osądzi, ja
teraz ciebie nie będę osądzać. Wsadzajcie go do więzienia, róbcie z nim
wszystko, co trzeba, ale ja go nie osądzam”. Oto było właściwe
ustosunkowanie się.
Obecnie wiara w Boga powinna być świadoma i rozsądna – czyli religia
winna stać się wiedzą, nauką. Proces ten właśnie zachodzi, widzę go w
każdej pracy badawczej. Tak więc potrzebna jest umiejętność zrozumienia,
że jeśli pojawiają się nieprzyjemności życiowe, oczyszczana jest moja
dusza; jeśli mnie oszukano – to w ten sposób poniżana jest moja mądrość,
ponieważ przylgnąłem do mądrości. Umiejętność nieosądzania – to
umiejętność pozostawania w dobrym zdrowiu.
Przed trzema dniami badałem młodego człowieka ze schizofrenią.
Ujrzałem przyczynę: jego ojciec bezustannie osądzał siebie i innych –
głupich, niemądrze postępujących, władze, sąsiadów i siebie. Nastąpił
proces lgnięcia do mądrości oraz rozwój pychy. U matki – to samo
zjawisko. A u syna – to już dziesiątki razy silniejsze.
Przylgnięcie do mądrości i „ziemskości” przekracza u niego poziom
śmiertelny. A to oznacza – albo śmierć, albo chorobę, która odbiera
mądrość – właśnie schizofrenię. Jest jeszcze coś niedostrzegalnego, choć
należącego do „ziemi”, ale bardziej subtelnej natury.
Dlaczego niedostrzegalnego? Są to tak subtelne struktury duszy, że
mogą one leżeć poza obszarami jednego żywota. O co chodzi? Pieniędzy nie
zabiorę ze sobą do grobu, rodzina wraz z moją śmiercią także się
rozpadnie. Jednak moje zdolności nie rozpadną się wraz z moją śmiercią.
Przeniosę je w kolejne życie, ponieważ zdolności istnieją niejedno
wcielenie.
Moje duchowe jakości – dobroć i przyzwoitość – trwają więcej niż
jedno życie. Moja mądrość, która leży u podstaw duchowych jakości, może
żyć dziesiątki wcieleń. Takie pojęcie – jak los, przeznaczenie – okazuje
się, że to jest realny twór. Twór informacyjno-energetyczny, który
żyje, jak stwierdziłem, przez ponad 40 wcieleń. Otóż do tego też można
przylgnąć.
Jak można przylgnąć do zdolności? Jeżeli zaczynam gardzić niezdolnym –
przylgnąłem do zdolności. Jeżeli zazdroszczę bardziej zdolnemu –
przylgnąłem do zdolności. Kiedy dusza lgnie do „ziemskiego”, staje się
pyszna. Pycha jest blokowana najcięższymi chorobami, szczególnie
obecnie, gdy ludzkość bardzo daleko posunęła się w kwestii osądzania
niezdolnych i osądzania siebie.
Tu jest bardzo ważny moment. Praktycznie każdy człowiek przychodzący
do mnie na wizytę uważa, że osądzać siebie – to normalne. Nic podobnego.
Osądzanie siebie, przygnębienie – to znaczy niechęć do życia – to są
programy samounicestwienia, które dają najcięższe zachorowania.
Kiedy człowiek zabłądził w lesie, to jego zachowanie ma trzy etapy.
Pierwszy etap – nienawidzi on wszystkich, z powodu których poszedł do
lasu, którzy mu to doradzili. Najbardziej prymitywne podejście do sprawy
– „wszyscy są winni”. Potem staje się bardziej uduchowiony. Zaczyna coś
rozumieć i zaczyna nienawidzić siebie – jest to drugi etap. Tak czynią
bardziej „duchowi” ludzie. Trzeci etap – rozumie, że nikt nie jest
winny, że winnych po prostu nie ma i zaczyna poszukiwać wyjścia.
Aktualnie cała ludzkość zwraca ten program – nienawiści, osądzania i
poszukiwania winnych – przeciwko sobie. Włącza się program
samounicestwienia, odbywa się to automatycznie.
-Czy można się czegoś dowiedzieć o swoich poprzednich wcieleniach i wcieleniach swoich dzieci?
S. N. Łazariew: Można, ale nie trzeba. Dlaczego? Ponieważ wszystkie
nasze poprzednie wcielenia przejawiają się w naszym postępowaniu. Całe
moje poprzednie życie jest odzwierciedlone w każdym moim czynie. Dlatego
wystarczającym jest dokładne przejrzenie swego obecnego życia – i można
oczyścić karmę.
Gdy przed człowiekiem odkrywa się szczegółowo jego poprzednie życie,
to traci on poczucie ważności obecnego życia. Zachodzi proces
„neutralizacji” i pojawia się w nim obojętność do aktualnego życia. Jest
to niebezpieczny program. To jest przyhamowanie rozwoju. Dlatego –
jeśli nie znamy przeszłości, jeśli jest ona dla nas zakryta, podobnie
jak i przyszłość – dzieje się to nieprzypadkowo. Ponieważ zobaczenie
przyszłości, przyszłych wydarzeń, szczególnie, gdy nie jesteś w stanie
na nie wpłynąć – to trauma dla świadomości.
Dlatego posiadamy instrument – mamy nasze obecne życie, mamy emocje,
za pomocą których odbieramy – odczuwamy całe życie i to jest w pełni
wystarczające. Po to, by zmienić swoją karmę, powinienem zmienić swój
los. Karma – to los wielu żywotów.
Mój los – to mój charakter. Mój stan wewnętrzny zależy od tego, jak
się prowadziłem w poprzednim życiu. Aby zmienić karmę i los, trzeba
zmienić charakter. A charakter – to postrzeganie świata. Jeżeli w jednej
chwili potrafię zmienić postrzeganie całego świata, jeśli dokona się to
na wszystkich płaszczyznach – moja karma jest „zdjęta”. Przykładem jest
symbolika „Łotra na krzyżu” – człowiek zmienił całkowicie postrzeganie
świata i zmieniła się jego karma.
-Dlaczego dzieci „rozliczają się” za swoich rodziców i krewnych? To jest niesprawiedliwe.
S. N. Łazariew: Proszę zrozumieć, że istnieją prawa. Weźmy na
przykład taką sytuację: Kapitan dowodzi okrętem. Nie potrafił opanować
sytuacji i statek rozbił się o rafy. Więc czy jest to sprawiedliwe, że
pasażerowie zginęli?
Jest prawo, istnieją także wyższe prawa. Jeśli kapitan się „nie
spisał” i pasażerowie zginęli, to znaczy, że każdy z nich trafił na ten
okręt nieprzypadkowo. Jeżeli moi rodzice coś „nakręcili”, a ja też z
przeszłych żywotów mam analogicznie negatywny „bagaż”, to okazałem się
ich synem nie przypadkiem. Jeżeli zaprzestałem osądzania ich – zamknąłem
najbardziej głębokie analogiczne struktury. I na odwrót.
A dlaczego ludzie odpowiadają za grzechy kraju itd.? Znowu wszystko
jest nieprzypadkowe. Każdy człowiek precyzyjnie trafia w miejsce, które
dokładnie odpowiada wewnętrznemu zakodowaniu jego pól. Trafiłem do
jakiegoś kraju – bo na głębokim poziomie jestem z nim w zgodności.
Dlatego istnieje Wschód i Zachód. Np. kobieta
na Zachodzie – wyemancypowana, osądza, pogardza, lekceważy – jest tam
bezpłodna. Rodzi się potem na Wschodzie i „oduczają” ją tam. „Oduczają”
wystarczająco długo. Odradza się i potem może już żyć na Zachodzie. Tak
wygląda wahadłowy system, dzięki któremu żyjemy.
-Jak samemu można się zorientować, jaki mam program i w czym
tkwi przyczyna moich nieszczęść? Po przeczytaniu pańskiej pierwszej
książki wszyscy „rzucili się” do obwiniania za swoje biedy rodziców i
dziadków, i zaczęli szukać przyczyny własnych problemów – w życiu swoich
krewnych…
S. N. Łazariew: Pierwszą książkę napisałem jako sprawozdanie i druga
też będzie sprawozdaniem z moich badań. Do niczego nie przywołuję,
niczego nie żądam. Przedstawiam tylko taki obraz świata, jaki mi się
układa. Przedstawiam informację, która pomaga ludziom wyzdrowieć.
Dopiero po napisaniu pierwszej książki zobaczyłem, że osobista karma,
indywidualne postrzeganie świata przez danego człowieka – jest
najważniejsze. Jeżeli w czterech minionych żywotach wyrzekałem się
wszelkiej świętości z powodu pieniędzy, to w obecnym życiu rodzę się w
rodzinie, gdzie w czterech pokoleniach moich przodków trwał taki sam
proces. Karma rodziców – to rzecz wtórna, a moja własna karma, moje
indywidualne prowadzenie się, osobiste postrzeganie świata – pierwotne.
W ostatnim czasie wyjaśniam pacjentom, którzy przychodzą do mnie, że
np. ktoś z nich nieprawidłowo postrzega otaczający świat, ktoś
niewłaściwie postępuje itd. Niektórzy mówią na to: „Niech pan lepiej
opowie, co tam wyprawiali moi rodzice”. Odpowiadam: „Wyprawiał pan
(pani) i „dostaje” pan (pani)”. Wszystkie wykroczenia rodziców są
odpowiednikiem naszych własnych wykroczeń. Dlatego osobiste
ukierunkowanie danego człowieka, jego zachowanie i postrzeganie świata
decyduje o wszystkim.
Jestem przede wszystkim badaczem, nie należy mnie mylić z działaczem
religijnym. Zarzuca mi się często: „Oto mówi pan w kontekście Biblii,
potem zahacza pan o karmę, później o coś jeszcze – zbyt dużo wszystkiego
pan namieszał”. Nie robię żadnego zamieszania, prowadzę badania i po
prostu przekazuję ich rezultaty.
Na ile są one zgodne z jakimś systemem religijnym, o tyle je
potwierdzam w ramach tego systemu, oto i wszystko. W mojej drugiej
książce opisałem dowody świadczące o tym, że jedną z głównych przyczyn
choroby jest osądzanie kogoś.
Jest to także jedna z najważniejszych przyczyn zachorowań na raka.
Dlatego umiejętność przyjęcia wszystkiego, jako pochodzącego od Boga –
to umiejętność bycia zdrowym. Jak wyjaśniam to swoim pacjentom? Mówię:
„Każda komórka organizmu jest przez niego kierowana w 90%, a więc
najpierw tą komórką się pracuje, posługuje, a potem ona pracuje na
siebie samą”.
Każdy człowiek również prowadzony jest przez karmę Wszechświata i
przez Boga w takich samych proporcjach – w 90%. To znaczy, że każdy z
nas jest najpierw „narzędziem”. Kiedy więc osądzam innego człowieka –
osądzam Boga, który go prowadzi. Świadczy to o tym, że wzrasta we mnie
pycha, która jest zablokowywana poważnymi chorobami.
Wniosek jest taki – możemy walczyć ze złem, ale nie możemy osądzać
zła. Ponieważ przy pomocy „ziemskiego błota” oczyszczana jest nasza
dusza. Dusza może „ubłocić się” wtedy, gdy przylgnie do ziemskich dóbr.
Umiejętność wewnętrznego przyjęcia zła, jako danego przez Boga, przy
równoczesnej umiejętności sprzeciwienia się mu na zewnątrz – to
umiejętność bycia zdrowym.
W stosunku do dzieci można odnosić się surowo i karać je, jednak nie
wolno obrażać się na nie i nie wolno ich osądzać. Wielu robi jednak
odwrotnie. Dzieci niekiedy powinny mieć stworzone twarde warunki – to
działa jak szczepionka – uodparnia.
Dlatego, gdy widzę przywiązanie dziecka np. do pychy czy relacji,
mówię rodzicom: możecie karać surowo, ale po 5 minutach trzeba dziecko
pogłaskać po głowie, żeby nie „zepchnęło” ono poczucia krzywdy do swego
wnętrza. Dziecko będzie się uczyło wówczas przyjmować poniżenie i obrazę
od bliskiej osoby, i będzie to oczyszczało jego duszę.
Dlatego powiedziano: „Czcij ojca swego i matkę swoją”, tj. kiedy
rodzice dają mi karę, a ja mimo wszystko szanuję ich, to dzięki temu
pozbywam się pierwotnego „przylgnięcia” do ziemskości – do matki i ojca.
To jest bardzo ważne.
-Czy można likwidować (zabijać) karaluchy i komary? [śmiech na sali]
S. N. Łazariew: Można, tylko nie wolno się na nie obrażać. [Znowu
salwa śmiechu]. Przypominam sobie pewną kobietę, która kiedyś przyszła
do mnie i powiedziała: „Mój kot ma pchły, czy może go pan wyleczyć?”
Odpowiedziałem: „Oczywiście!”. „A cóż trzeba zrobić?” – zapytała. Mówię
jej: „Ma pani myśli samobójcze i niechęć do życia, dlatego spada
odporność organizmu. Kot bierze to na siebie, jego odporność spada i
rozmnażają się pchły”.
-Jaki jest pana stosunek do medytacji?
S. N. Łazariew: Człowiek Wschodu, dla niego „ziemskość” nie ma
znaczenia, podczas medytacji po prostu likwiduje „ziemię” i idzie wzwyż.
Natomiast człowiek Zachodu ma z „ziemskim” związki i żeby „wyjść do
góry” – musi zablokować wszystko, co związane jest z „ziemią”. Odbywa
się to poprzez skruchę – pokajanie. W związku z tym, jeśli człowiek
Zachodu zaczyna medytować, narusza prawa i może mieć problemy.
Żeby medytować, trzeba siebie najpierw odłączyć od ziemi. W jaki
sposób? Powinienem pozbyć się wszystkich namiętności. Czym są
namiętności? To nienawiść, obraza, osądzanie, ubolewanie, pragnienia,
trwoga, krzywda, żal itd. Stanowią one „klej”, który moją duszę
przytwierdza do ziemi. Tylko po wyzbyciu się tego wszystkiego mogę
medytować. Ale gdy tego wszystkiego się pozbędę, to i bez medytacji
„pójdę w górę”.
-Mój mąż nie rozumie mojej potrzeby doskonalenia się, mego
zainteresowania problemami rozwoju. Reaguje negatywnie. Jak mam żyć z
takim człowiekiem? Może lepiej się rozejść?
S. N. Łazariew: Sprawa polega na tym, że jeśli istnieje jakaś
niedoskonałość, to jej leczenie następuje poprzez ból fizyczny lub
duchowy – psychiczny. Im bardziej gotów jest człowiek na przyjęcie bólu
duchowego, tym mniej będzie fizycznego. Jednak człowiek obcy nie jest w
stanie przyprawić o ból duchowy.
Męki duchowe przyjmujemy od najbliższych nam ludzi – od rodziców lub
ukochanego człowieka. Te męki duchowe doskonalą naszą duszę, o ile
potrafimy wewnętrznie je przyjąć, zaakceptować. Dlatego bardzo ważne
jest też zrozumienie, że osądzenie rodziców i osób bliskich leży u
źródeł wszystkich problemów.
Kobieta bezustannie osądza męża. Narasta w niej podświadoma agresja,
która zaczyna go zabijać. Taki program jest blokowany programem
przeciwstawnym. Jej podświadoma agresja powinna się spotkać ze świadomą
agresją męża.
Ten proces kończy się chorobą albo rozwodem. Jeśli są pretensje do
męża, proszę najpierw prosić Boga o wybaczenie za wszystkie momenty
osądzania go. Jakiekolwiek negatywne oddziaływanie na panią, stanowi
zawsze rezultat pani wewnętrznej podświadomej agresji.
Zawsze obchodzą się ze mną odpowiednio do kodu, zawartego w
strukturach mojego pola! Jeśli mnie potrącono – przyczyna jest w głębi,
we mnie. Przepraszam za to, że jestem autorem agresji, skierowanej
przeciwko mnie. To ja sprowokowałem człowieka do agresji przeciwko
sobie. Dlatego umiejętność oczyszczenia siebie jest także umiejętnością
pomocy bliskiej osobie.
Problem alkoholizmu. Oto czyjś syn upija się, „rozwala sobie”
wątrobę. Mówię matce: „Jest pani przywiązana do… absolutyzuje pani
zdolności, gardziła pani każdym, kto nie był zdolny, nieprawidłowo się
pani odnosiła do takich ludzi. Osądzała pani także siebie, kiedy coś się
pani nie udawało. Nienawidziła swego przełożonego, który poniżał panią i
nie pozwalał pani realizować swoich zdolności. U syna zaś absolutyzacja
zdolności i odpowiednio do tego – pycha, przekraczają poziom
śmiertelny. Aby przeżyć – musi on poniżać siebie.
Poniża siebie alkoholem”. Tak więc alkoholizm, narkomania, nowotwory,
astma, cukrzyca – to przejawy tego samego problemu. Są to objawy
zablokowywania potężnego przylgnięcia do „ziemskości” i podświadomej
agresji. Czyli dochodzi u niego do wewnętrznego przeciążenia, a jest ono
związane właśnie z agresją i z nieakceptowaniem sytuacji, okoliczności.
Jeżeli człowiek wewnętrznie kieruje się „w górę” i jeśli w jego duszy
nie ma agresji – to potrzebuje minimum alkoholu. System zmiany
postrzegania świata pomaga człowiekowi w równoważeniu się.
Tak więc problem nie polega na tym, czy ktoś pije alkohol, czy nie,
lecz na tym, jak ustosunkowuje się do np. niepowodzeń w pracy. Oto jakiś
człowiek ma niepowodzenia zawodowe, przeżywa to, pojawia się
przygnębienie, przekształcające się w depresję. Jest w nim nasilony
proces „lgnięcia” do pomyślności w życiu i w pracy.
Dlatego jeszcze bardziej będzie mu się „rozwalała” praca i los, żeby
oczyścić jego duszę. Jeżeli ten człowiek to przyjmie – dobrze, jeśli nie
zaakceptuje – będzie pogorszenie wewnętrznego stanu. Picie alkoholu jak
gdyby odrywa nieco od ziemi, lecz rzecz nie w alkoholu, ale w
niewłaściwym postrzeganiu sytuacji.
Była u mnie na wizycie pewna kobieta, której
umierali kochankowie, zmarło 20 mężczyzn. Patrzę, o co chodzi? Otóż
ukochanego człowieka i jego wiedzę, gotowa jest ona postawić ponad Boga.
Ta kobieta zabijała ukochanych swoją miłością, „uziemiała” do takiego
stopnia, że stawali się niezdolni do życia. Zapytała – czy można to w
ogóle zmienić?
Powiedziałem, że po pierwsze codziennie rano powinna zwracać się do
Boga, mówiąc, że kocha go bardziej niż jakiegokolwiek człowieka, jego
mądrość i zdolności oraz bardziej od wszystkiego, co jest na Ziemi. Po
drugie, musi zdjąć z siebie ten „klej”, którym przyklejała siebie do
mężczyzn, do ich wiedzy, mądrości. „Proszę zrobić przegląd całego życia,
proszę zdjąć ten „klej”, zaprzestać pogardzania głupimi i
niedoskonałymi, zaprzestać osądzania ich, obrażania się na tych, którzy
oszukiwali czy głupio się zachowywali. Wtedy nie będzie pani „zabijać
miłością”. Jeśli nie umie pani zatrzymać wewnętrznej agresji – niech
pani ją zamienia na zewnętrzną”.
Kiedyś opowiadałem już o pewnym przypadku. Jeden z moich znajomych od
trzech miesięcy był bardzo ciężko chory na bronchit. Lekarze nie mogli
pomóc. Zadzwonił do mnie. Powiedziałem: „Masz gruźlicę, pozbądź się
urazy do żony, bo będzie za późno, nawet lekarze nie pomogą”. On mówi:
„Jak mam pozbyć się urazy, przecież ona mi takie rzeczy robi…”
Poradziłem mu, żeby zrobił cokolwiek, chociażby talerz rozbił, a żeby
tylko nie trzymał we wnętrzu tej obrazy.
Po tygodniu telefonuje żona i pyta, co mu powiedziałem, ponieważ po
naszej rozmowie chwycił za młotek i pokruszył kafelki w łazience, zaczął
szafę… Powiedziałem: „Proszę wybrać co jest pani potrzebne – albo mąż
zdrowy, albo dobra szafa”. Po tygodniu jego płuca były zdrowe. Dlatego
umiejętność „niewpychania” urazy, krzywdy czy osądzenia – do wnętrza –
to umiejętność bycia zdrowym. Dlatego kobietom, które płaczą – jest
lżej.
-Czy pańska rodzina podziela pana poglądy, czy podąża za nimi?
S. N. Łazariew: No cóż, jeśli po trzy godziny dziennie przysłuchują
się moim telefonicznym biesiadom, to chcąc nie chcąc – zaczną podzielać…
No, ale mówiąc poważnie, mieliśmy dość duże problemy zdrowotne u
naszych dzieci, kiedy były małe. Był to okres, kiedy leczyłem,
oddziałując rękami. Obiegłem wszystkich lekarzy, chcąc, by przynajmniej
określili przyczyny zachorowań dzieci. Wówczas zrozumiałem, że to
pragnienie jest bezsensowne i zacząłem szukać przyczyn samodzielnie. I
później nastąpiła znaczna poprawa.
Dlatego z dziećmi postępuję tak: gdy córkę boli głowa – mówię jej:
„Sama musisz zrozumieć – dlaczego?” Odpowiada: „Tak, obraziłam się,
osądzałam”. „Cóż, poleż i żadnych tabletek nie popijaj”- mówię. Jeżeli
dziecko zrozumie, że jeśli kogoś znienawidziło – to może rozboleć je
głowa, jeżeli obraziło się – rozbolał je brzuch, wówczas w przyszłości
potrafi równoważyć się bez pomocy tabletek.
Nie jestem przeciwny tabletkom ani medycynie, przecież jeżeli będę
miał złamaną rękę, to pobiegnę do lekarza. Powinienem jednak pamiętać,
że złamanie – to skutek. Dlatego nauczenie dziecka, że choruje, ponieważ
„zabrudziła się” jego dusza, że choruje – bo nienawidzi, obraża się i
osądza – to umiejętność zaoszczędzenia także na tabletkach.
-Jeżeli wszystkie choroby są karą, wychodzi na to, że nie ma sensu chodzić do lekarzy i zawód lekarza nie jest potrzebny?
S. N. Łazariew: Oczywiste, że to nieprawda. Wiedza jest nieskończona i
zawsze będą takie sytuacje, gdy wskutek mego niezrozumienia pojawi się
we mnie choroba – jako zablokowanie. Przecież poprzez choroby odbywa się
rozwój. Zawsze będą lekarze i zawsze oni będą leczyć. To oczywiste.
Jednak w tym zawodzie będzie coraz więcej elementów oddziaływania
lekarza na duszę chorego. To wszystko.
Źródło:
Wydawnictwo Nuntius