Nauczyłaś ich, że mimo swoich własnych problemów, trosk, zmęczenia, gotowa byłaś pomóc, wesprzeć, rozmawiać, wysłuchać...
Ofiarować swój czas nawet wtedy, gdy dla Ciebie samej miałaś już jego deficyt...
Ludzie przyzwyczaili się do Twojego dobrego serca, empatii, zrozumienia...
Żyjąc w przeświadczeniu, że Ty zawsze jesteś, a Twoje dłonie zawsze pozostają otwarte, że można czerpać i wykorzystywać Ciebie bez końca...
Byłaś taką "studnią bez dna"...
I w czasie, gdy dojrzewa i dociera do Ciebie świadomość, że relacja to nie wyłącznie jednostronne branie, oczekiwanie, wymaganie i żądanie...
A wzajemność, współodczuwanie...
Że gdzieś trzeba postawić w końcu granice...
I nie, Ty nie zaczynasz traktować innych z wzajemnością, z wyzyskiem emocjonalnym, fizycznym, materialnym...których doświadczyłaś...
Bo jesteś ponad to...
Ty po prostu zatrzymujesz się, włączasz hamulec, nie ofiarowujesz już tyle czasu, uwagi, zainteresowania, obecności...
Wprowadzasz do swojego życia zdrowy dystans i pozwalasz świadomości przebić się ponad Twoje współczujące serce...
I nagle jest wielkie boom...
Zdziwienie i niedowierzanie...
Bo jak to tak...
Jak tak możesz...
Przecież Ty zawsze byłaś...
Przecież Ty nie możesz przestać dawać tego co dotychczas, nawet wtedy, gdy nigdy nie otrzymałaś niczego w zamian, żadnego wsparcia, dobrego słowa, a wręcz przeciwnie, wyrzuty i zarzutu, że jesteś marudna, zrzędliwa, itd, gdy tylko choćby słowem napomknęłaś o swoich życiowych zmaganiach...
Nagle w oczach innych stajesz się zimna, zła, arogancka, egoistyczna i oziębła...
Bo nikt nie dostrzegał i nie doceniał Twojej obecności, otwartych dłoni i ramion...
Gdy czerpał z Ciebie, wysysał energię, siły, otrzymywał wsparcie...
Tego nie ujrzał nikt...
Ale natychmiast wszyscy, szeroko otwartymi oczyma widzą Twoją zmianę, głośno szeroko otwartymi ustami nie omieszkają skomentować i przypiąć Tobie etykiety tej złej, wrednej, zimnej, samolubnej i znieczulonej...
I z tą łatką już będziesz utożsamiana dopóki ponownie nie postawisz innych jako priorytet na swojej liście...
Obniżając tym samym znaczenie i miejsce dla samej siebie...
Ludzie najczęściej nie widzą tego co mieli, otrzymali, ale bardzo szybko dostrzegą fakt, gdy odbierzesz, odetniesz im źródło tego, do czego się przyzwyczaili...
Co było dla nich pewnikiem...
A Ty przecież nie żyjesz po to, aby zaspokajać potrzeby i oczekiwania innych ludzi...
I dobrze byłoby, aby każdy miał świadomość, że drugi człowiek to nie źródło wyzysku pod jakimkolwiek względem, to nie przedmiot do zaspokajania swoich potrzeb, a istota, która zasługuje na szacunek, wzajemność i współodczuwanie...
Zasługuje na to, aby traktować go jak Człowieka, tak jak sami chcielibyśmy, aby nas traktowano...
Nic ponad to...