"Według prastarych przekazów niegdyś żyły prawdziwe kobiety, tzn. kobiety świadome pełni swej mocy.
Boginie.
Gdzie stawiały swój krok, tam rosły kwiaty.
Tam, gdzie żyły, nigdy nie było głodu, ani choroby.
Siały wdzięk, radość życia, łagodność i miłość.
Były zmysłowe, uwodzicielskie, a zarazem wierne.
Silne, dzikie, a jednocześnie łagodne i pełne miłości.
Dbały o siebie, swe dzieci, o swych mężczyzn, o rodzinę i naturę.
Dzięki nim wśród ludzi panowała zgoda i zdrowie.
Ludzie żyli długowiecznie w dostatku i radości.
Rośliny i zwierzęta wokół były chronione, żyły w harmonii z całą ludnością.
Istniała jedność istnienia.
Kobieta była połączona z sobą samą, z naturą, i całą mocą stworzenia.
Czuła.
Wiedziała.
Znała prawa rządzące całym życiem, respektowała je i otaczała troską.
Współdziałając z naturą, chroniła przed chorobami i niską energią, wszystko, co wokół niej żywe.
Kobiety były dla siebie.
Były siostrami.
Wspierały się, troszczyły o siebie, współtworzyły i wspólnie dbały o przestrzeń ich życia.
Tak było….. później wszystko się zmieniło.
Kobieta stała się wrogiem.
Jej wielka moc, trzymająca świat w pokoju, harmonii i dostatku, nie wszystkim była na rękę.
A może powody były jeszcze inne…
Niezależnie od tego, świat, jaki znamy i o jakim słyszeliśmy, traktował kobietę zupełnie inaczej.
W skutek, czego kobieca moc zaczęła usychać.
Pod wpływem ciosów, często brutalnych, nasza kobieca energia schowała się, ukryła głęboko w nas.
Podejrzewam, że by przetrwać te trudne czasy, musiała się po prostu w ten sposób ochronić.
Na świecie zaczęła dominować energia męska.
Świat stał się siłowy i brutalny, nie było w nim miejsca na łagodność kobiecą.
Z kolei, nieobecność mocy kobiecej, dodatkowo tę brutalność potęgowała.
Dużo przez wieki przeżyłyśmy: nie miałyśmy prawa głosu, pranie,
gotowanie, sprzątanie bez wdzięczności, bez poszanowania w oczekiwaniu i
roszczeniu, byłyśmy traktowane z góry, jak służące, niewidziane,
zniewolone, notorycznie gwałcone, traktowane jako obiekt potrzebny do
zaspokojenia cudzych żądzy,
Zdradzane i poniżane.
Bardzo często oskarżane o lubieżność, prawie za każdym razem, gdy dawałyśmy dojść do głosu swej seksualności.
Lekka zmiana czasów.
Kobiety pojawiły się na salonach.
Wystrojone, wreszcie dostrzeżone, ale głównie pod względem swojej atrakcyjności fizycznej, bądź pozycji społecznej.
Reszta kobiet dalej głęboko w cieniu harowała, by inne mogły „błyszczeć”.
Cena za salony też była spora.
Gorsety ściskające ciało niczym kajdany, szereg norm, zasad, ścisłej
etykiety, od postawy, przez gesty, aż po słowa. „Gdy, coś Ci się z serca
wyrywa, zaciśnij zęby”.
I bardzo popularne wówczas, pielęgnowane, aż po dziś dzień, „chcesz, być piękna to cierp”.
Po drugiej stronie „głupie chłopki”, kobiety niewidoczne.
Co miało też swoją zaletę, bo nie musiały być sztucznie formowane.
Mogły spędzać czas w swoim gronie i na łonie natury.
Kobiecość miała skrawki warunków do tego, by zacząć się odradzać.
Jednak te z nich, co miały odwagę słuchać swej intuicji, palone były na
stosie, przeklinane, odtrącane, eliminowane ze społeczności.
Czasy nam najbliższe.
Wielki przełom.
Po wiekach poniżania, tłamszenia naszego słowa, zaniżania naszej wartości, nadeszły czasy równouprawnienia.
Zaczęto nas dostrzegać, słuchać, a nawet poważać nasze zdanie, cenić nasze umiejętności, szanować nasze ciało.
Po wiekach tak wielkiego głodu trochę chyba rzuciłyśmy się na drugą stronę medalu.
Tak bardzo chcemy pokazać, że jesteśmy coś warte, że jesteśmy piękne,
że zasługujemy na szacunek, na miłość, że zatracamy w tym wszystkim
siebie same.
Tyle słów, tyle ciosów, bólu, krzywd, nakazów, zakazów.
Pranie mózgu i zniewolenie ciała.
Skutecznie nas to pozamykało na każdym poziomie, fizycznym, psychicznym i energetycznym.
Świat jakby stanął na głowie.
Chcemy swoich praw, ale czy wiemy co z nimi zrobić.
Czy czujemy odpowiedzialność, jaka płynie z bycia kobietą?
Natura nie bez powodu podzieliła nas na płcie.
Każdy z nas ma swoją rolę.
Stając jej na przekór wypieramy same siebie.
Dążymy do bezpłciowości, nijakości, dziennego bezosobowego, bezdusznego stanu i świata.
Tak bardzo dziś wystrzegamy się bycia tzw. „kurą domową”, a prawdziwa kobieta lubi dbać o dom, o rodzinę.
Jest to nasza natura kobieca, w której się spełniamy.
Jeżeli jesteśmy połączone ze swoją kobiecością.
Jeżeli nasza kobiecość ma siłę, by wyłonić się na świat, by uwierzyć, że może robić to, co chce, że już nic nie musi.
Dziś, my kobiety jesteśmy jak plastikowe lalki.
Sztuczna opalenizna, tona makijażu, ubranie z sieciówki.
Po botoksach, poprawach plastycznych, na wiecznych dietach, nie dla zdrowia, tylko dla pokazu.
Panie z gazetki.
To plon, który zbieramy.
Efekt tych wszystkich udanych prób blokowania, strofowania, zabierania nam wolnej woli, odcinania od swej prawdziwej natury.
Kobiecość w nas jednak się budzi.
CHCEMY BYĆ KOBIECE.
Zapomniałyśmy tylko jak.
Zapomniałyśmy, co to znaczy być Kobietą.
Świat skutecznie pozbawił nas wzorców prawdziwej kobiecości.
Prawdziwa niezblokowana kobieta wkurzy się, zaklnie, tupnie i głośno powie NIE.
A tym samym rozpuści świat wokół w swym ciepłem.
Tym naturalnym, płynących z jej serca i brzucha.
Autentycznym.
Nie tym wyćwiczonym, ze sztucznym uśmiechem, bolącym sercem i rosnącym ciśnieniem.
Nieskrępowana kobieta tańczy.
Pozwoli sobie wyjść bez stanika.
Nie dlatego, że jest taki trend, czy moda.
Nie dlatego pokazu.
Zrobi to, jak poczuje, jak zechce.
Bądź zrobi jeszcze inaczej, ale zgodnie ze sobą.
Energia męska zdominowała niegdyś świat, a wraz z nim kobietę.
Znikłyśmy.
Jesteśmy uśpione bądź stałyśmy się mężczyznami w spódnicy.
Nasza natura kobieca jednak czeka tylko na impuls, na małe światełko mówiące „chodź”.
I popłynie.
Dajmy jej tylko szansę.
Moc budzi się w nas.
Potężna siła, którą coraz bardziej czujemy, która wyrywa się do świata.
Chce być widziana, wyeksponowana, szanowana, „podziwiana”, chce radować się, chce czarować, chce kochać i siać życie.
Szukamy wsparcia, podpowiedzi, chodzimy na kursy, warsztaty.
Nie mówię, że jest w tym coś złego.
Ale powiem Wam coś innego.
Nie jest to Wam, Nam niezbędne!
Cała kobieca mądrość, cała Jej siła jest w nas.
Uśpiona, ale jest.
Potrzebujemy poruszyć ją lekko, zbudzić, słuchać jej, czuć ją, dać się jej poprowadzić.
Bądźmy w tym ze sobą, my kobiety.
Tak po prostu.
Spotykajmy się, rozmawiajmy, gotujmy wspólnie, sadźmy kwiaty,
zabierajmy dzieci i same siebie na wspólne spacery po lesie, posiedźmy
razem na polanie lub plaży.
Tak po prostu.
Bez żadnego nośnego hasła, teorii, idei.
Pozwólmy sobie wspólnie być.
We własnym wnętrzu, wśród kobiet, wśród natury, obudzi się cała nasza mądrość.
Ta naturalna, ta prawdziwa, ta czysta i pełna życia.
Bycie kobietą to zaszczyt, odpowiedzialność, to dar złożony na nasze ręce.
Dbajmy o niego czule, bo dbając o niego, dbamy o życie wokół nas.
I jeszcze jedna ważna myślę sprawa.
Pielęgnując swoją kobiecość, nie zapomnijmy o ważności męskości.
Żadna z tych energii nie jest ważniejsza, czy lepsza od drugiej.
Obie mają inne jakości i obie są sobie nawzajem potrzebne.
Współistniejące razem dopełniają całość, nadając życiu pełnię koloru.
Świat, w którym będą żywe, prawdziwe kobiety, jest światem, gdzie jest też miejsce dla prawdziwych mężczyzn.
Kobieta współistnieje z mężczyzną.
Rozkwita przy nim.
On daje jej siłę, by tworzyła i zradzała życie, wszelkie życie.
Żyjąc w pełni, droga kobiety spotyka się z drogą mężczyzny.
To świat łagodny, ale i silny. To zdrowy świat."
piękne przesłanie ... dziękujemy ... SŁAWA ... Vedamir
OdpowiedzUsuń