niedziela, 21 sierpnia 2016

Krótka niedzielna historyjka... łańcuch życzliwości.


"Pewnego razu szereg zbiegów okoliczności zawiódł mnie do Nowego Jorku. Jechałem dokądś taksówką z przyjacielem. Gdy dotarliśmy na miejsce, mój towarzysz, wychodząc z wozu, niespodziewanie zwrócił się do kierowcy:

- Dzięki za przejażdżkę. To była doskonała jazda.

Taksówkarza zatkało na moment. Odezwał się po chwili:
- A z pana co taki dowciniś, co?
- Ależ, mój panie, wcale nie stroję sobie żartów. Po prostu podziwiam pańską umiejętność zachowania zimnej krwi w takim korku.
- Yhmm... - Kierowca skinął głową i odjechał.

- Co ty wyprawiasz? - zapytałem przyjaciela.
- Usiłuję przywrócić Nowemu Jorkowi miłość- odparł. - Jak sądzę to jedyny sposób, by uratować nasze miasto.
- Jeden człowiek miałby uratować cały Nowy Jork?

- Bynajmniej nie jeden. Jak przypuszczam, ten taksówkarz będzie miał dziś doskonały humor. Załóżmy, że przypadnie mu dwadzieścia kursów. Będzie miły dla 20 pasażerów, ponieważ ktoś był miły dla niego. Z kolei tych dwudziestu pasażerów będzie uprzejmych dla swych pracowników, sprzedawców sklepowych, kelnerów, i pewnie nawet dla swych najbliższych. W rezultacie życzliwość ogarnie dziś przynajmniej z tysiąc osób. Nieźle, prawda?

- Owszem, tyle że wszystko zależy od tego, czy taksówkarz zechce być miły dla swych klientów.
- Nie zależy - oświadczył mój przyjaciel - Jestem świadom, że mój system nie jest niezawodny, toteż zamierzam przeprowadzić swą operację na dziesięciu różnych osobach. Niech z tej dziesiątki uda mi się uszczęśliwić troje... Pośrednio wpłynę na samopoczucie trzech tysięcy ludzi.

- Jako instrukcja prezentuje się dość efektownie - przyznałem - ale nie wydaje mi się, by to sprawdziło się w praktyce.
- Nic straconego, jeśli nie chwyci.
- A z ciebie zrobił się straszny cynik. Przeprowadziłem, wyobraź sobie, badania na temat poczty. Zdaje się, że poza brakiem pieniędzy problem z jej pracownikami polega na tym, że nikt im nie mówi, jak dobrze wykonują swoją pracę.

- Ależ oni nie wykonują dobrze swojej pracy! - obruszyłem się.
- Nie wykonują, bo są przekonani, że nikogo to nie obchodzi. Ktoś chyba mógłby powiedzieć im coś miłego?

Przechodziliśmy właśnie obok jakiegoś gmachu w budowie. Obok siedziało pięciu robotników, zajadając lunch. Mój przyjaciel zatrzymał się.
- Świetna robota. To musi być trudna i niebezpieczna praca, co?
Robotnicy obrzucili go podejrzliwym spojrzeniem.
- Kiedy to ma być gotowe? - spytał.
- W czerwcu - odburknął któryś z budowniczych.
- Yhm. Doprawdy, imponujące. Musicie być z tego bardzo dumni.
Poszliśmy dalej.

- Gdy ci ludzie przetrawią moje słowa, poczują się szczęśliwsi, a miasto na pewno skorzysta na ich radości.
- Ależ niczego nie zrobisz w pojedynkę! - zaoponowałem. - A przecież jesteś sam!

- Najważniejsze to się nie zniechęcać. Przywracanie życzliwości temu miastu to nie lada sztuka, ale jeśli wciągnę do mojej kampanii innych... dodalem puszczając oko do mijanej kobiety, to pomyśl- jeśli to nauczycielka, jej klasa będzie miała dziś fantastyczne zajęcia..."

Każdy z nas ma umiejętność przywrócenia życzliwości... czy to na poziomie swoich bliskich, swojego miasta, czy otaczającego świata... Żadne działanie nie jest "zbyt małe", żadna próba "zbyt mało ważna"... Trzeba tylko chcieć to zrobić... Podjąć odrobinę wysiłku... Spróbować... I zamiast narzekać, że świat jest ponury i nikt nas nie docenia - samodzielnie rozpocząć łańcuch życzliwości...

Wchodzicie w to?

Kobiecy Punkt Widzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz