I wtedy mnie olśniło.
Czemu ja, do cholery, ciągle przenoszę góry dla ludzi, którzy nie podniosą dla mnie nawet kamyka?
Więc zacząłem mówić „NIE”.
Na początku było dziwnie. Trochę jakbym jadł zupę bez soli – wiesz, niby okej, ale coś nie gra. Bo przecież „trzeba pomagać”, „trzeba być miłym”, „nie można nikogo zawieść”.
Ale potem przyszło coś lepszego – luz.
Bo nagle nie musiałem robić rzeczy, na które nie mam ochoty. Nagle nie musiałem przepraszać, że dbam o siebie. Nagle zobaczyłem, komu naprawdę na mnie zależy.
I wiesz co? Nauczyłem się mówić:



I świat się nie zawalił.
Więc jeśli ktoś się oburza, że nie chcesz się dla niego poświęcać – to znak, że Twoje granice były cholernie potrzebne. I trzymaj się ich, bo jak Ty siebie nie uszanujesz, to nikt inny tego za Ciebie nie zrobi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz