piątek, 1 grudnia 2017

Czy mogę wyrzucić coś z Twojego domu?


Brzmi okropnie, prawda? Jak ona może sobie rościć prawo, żeby mi coś wyrzucać? Jak w ogóle śmie zadawać takie pytanie? Pycha? Nie skarbie – po prostu bezczelność i nazywajmy sprawy po imieniu. A jednak chcę, a raczej sugeruję, że pewne rzeczy warto wyrzucić nie bez powodu. Powód jest taki, że one… zresztą zobaczysz dalej.



Rzeczy, które wysysają Ci energię.


W Twoim domu są takie rzeczy, które dosłownie wpierdalają Twoją energię. Mogą nawet ładnie wyglądać, ale fatalnie działają. Powodują, że czujesz się przytłoczony, że masz w głowie mętlik, że gryzą Cię wspomnienia, które wcale nie są miłe. Te rzeczy zbierają kurz, wkurzają oko i robią Ci w życiu taki śmietnik.

Wszystko, co popsute.


Stary zniszczony telefon, podarte firanki, połamane figurki, pęknięty wazon – rzeczy, które przestały spełniać swoje zadanie, są taką rysą. Otaczając się tym, co popsute, wprowadzasz sobie taką energię „zepsucia”, „niekompletności, „niedziałania”. Więc nie ma się co dziwić, że później nie wszystko funkcjonuje tak, jak trzeba. W końcu otaczając się tym, co wybrakowane, tworzysz sobie wybrakowany świat.

Łachy, łachy i jeszcze raz ubrania.


Tysiąc pińcet sto dziewińcet ciuchów do sprzątania – sweter z dziurą, wytarte gacie, jakaś badziewna bluzka z cholera wie czego, buty ze startymi flekami, jakieś stare kiecki ala lata ‘90. Na grzyba mi to – pomyślałam. Ja w tym już nie będę chodzić. Dla moli mam to trzymać? Przecież to mi się już nie podoba, nie spełnia swojego zadania, nie podkreśla mnie i moich upodobań? Nie mam zamiaru poświęcać temu cennego miejsca w moim życiu. Ja potrzebuję miejsca na nowe, a jak mam je zrobić, skoro jesteś zawalona starym? Szafa została posprzątana i ostała się w niej połowa rzeczy. Teraz jest czysto, porządek, jasność i łatwy wybór. I nie ma problemu w co się ubrać. Więcej pisałam o tym tutaj – porządki w szafie i tutaj – szafa kapsułkowa.

Graty wszędzie, gdzie się da.

 W momencie, kiedy uderzyła mnie idea względnego (podkreślam względnego, bo skrajności nie lubię) minimalizmu, zdałam sobie sprawę z tego, że otaczają mnie graty.

Wiele „przydasi”, które może się jeszcze kiedyś sprawdzą i które leżą, zbierają kurz i wkurwiają. Nigdy się na nic nie przydały, powodowały tylko powstawanie coraz większej sterty gratów, które jakby zaburzały moją wizję spokoju, jasności i szczęścia. Pierdółki, figurki, stare karteczki, jakieś połamane badziewie – to wszystko poszło  na śmietnik. Zrobiło się miejsce. Luźniejsze półki, łatwiej wszystko znaleźć, więcej swobody, miejsca, powietrza. Minimalizm w życiu to podejście tych, którzy wbrew pozorom chcą więcej a nie mniej. Rezygnują z nadmiaru rzeczy, żeby w to miejsce wprowadzić więcej życia, doznań i możliwości. To świadomy wybór.



Pokochałam sprzątanie. Pokochałam wywalanie wszystkie tego, co nie koresponduje już ze mną. Nie mam sentymentu do starych śmieci ani tego, co jest poniżej mojego poziomu. Nie łudź się, że pewne rzeczy się przydadzą. Ponoć niewykorzystane przez rok, nie będą wykorzystane już nigdy. Tylko zabierają miejsce, wkurzają i trzymają Cię w przeszłości.


Do dziś przeczytałam kilka książek o minimalizmie. Trochę się ograniczyłam, ale nie – nie chodzę w pokutnym worze, nie zrezygnowałam z przyjemności i nie mieszkam w gołych czterech ścianach. Wywaliłam to, czego nie potrzebowałam. Zbędne ciuchy do kontenera, nieużywane kosmetyki dla przyjaciółki, reszta po rodzinie. I zrobiła się jasność. To oczyszczające uczucie, jakby nagle wstępowała w Ciebie nowa energia. Jakby ktoś Ci po prostu doładował bateryjki, podłączył do prądu i puścił w świat jak taką katarynkę – zajebiste uczucie.

Nagle masz jakieś pomysły. To chcesz zrobić, tamto i jeszcze tamto. To zmienić, tamto zmienić. Trudno to opisać. Po prostu się chce. Tak jakby to oczyszczenie domu i przestrzeni otworzyło miejsce na dopływ siły i inspiracji.

Gdy zastanawiasz się, jak uporządkować swoje życie, to najpierw zadaj sobie pytanie jak uporządkować szafę, kuchenne półki, pawlacz, garaż, strych, piwnicę. Odpowiedzi przyjdą same.

Czasami gdy wchodzę do niektórych domów czy mieszkań, mam ochotę coś stamtąd wyrzucić, bo wiem, że to absolutnie nie jest tam potrzebne i mieszkańcy poczuliby się znacznie lepiej bez tego. To już chyba takie zboczenie. Im człowiek bardziej przytłoczony, tym bardziej zamknięty. Jeśli się uwolni, rozpościerają się przed nim możliwości.

Jeśli wydaje Ci się, że gromadzenie daje przyjemność, sprawdź jaką frajdę daje wyrzucanie. Gwarantuje, że ciężko Ci będzie w to uwierzyć.

Namacalne wspomnienia.

Zdjęcia byłych, prezenty po znajomych, którzy nas już nie lubią – wydaje Ci się, że to pamiątki starych dobrych czasów? Wcale nie. To takie zatrute strzały, które przypominają nam o upływie czasu i zmianie ludzkich postaw. Trzymają nas w przeszłości tak, że jedną nogą stoimy w jutrze i jedną w teraźniejszości. Kiedy dajesz krok, tak czy inaczej nie posuwasz się do przodu, bo zawsze jedna noga jest w przeszłości. Nigdy nie robisz tego kroku wprzód. To jest do wywalenia albo chociaż do schowania tam, gdzie nie będzie wkurzać oka.

Zbieractwo to taki syndrom chęci pozostania w przeszłości. Taki zakamuflowany strach przed wolnością i przyszłością. Po co? A przecież życie czeka. W nieskończoność czekać nie będzie.


http://www.redaktorbezczelna.pl/2017/11/czy-moge-wyrzucic-cos-z-twojego-domu.html?m=1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz