To, co się zdarzyło w przeszłości, było i wciąż jest DLA NAS takim, jakim to widzieliśmy, odczuwaliśmy, przeżywaliśmy, doświadczaliśmy. Takim,jakim postrzegaliśmy wszystko przez filtry naszych przekonań.
Nie ma czegoś takiego, jak czysty obiektywizm. Wystarczą dwie osoby, by się przekonać, iż to samo zdarzenie, będzie postrzegane inaczej.
Przeszłość może nas uskrzydlać, albo być kulą u nogi, spowalniającą nas w drodze do celu.
Częściej – niestety – jest tym drugim, ale nie znaczy to, że nie można tego zmienić. Wszystko można zmienić, bo wszystko to dzieje się w naszej głowie, w naszym umyśle, w naszym sercu. W przeszłości nic się już nie dzieje. Nic się w niej już nie wydarzy. Może się to stać jedynie w nas.
To my decydujemy, JAK postrzegamy wszystko, co było naszym udziałem kiedyś, nawet wczoraj. Możemy wciąż tym żyć , rozdrapywać stare rany, przeżywać na nowo to, co uznaliśmy za porażkę, obwiniać rodzinę, że wtedy zachowała się tak, jak wg nas nie powinna.
Rzadko kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, ile energii idzie na podtrzymywanie tych wszystkich przeżyć; jak wiele naszych zachowań, decyzji, słów, relacji, działań przesiąkniętych jest tą ściągającą w dół energią żalu, poczucia winy, bezsilności, złego mniemania o sobie, braku miłości i akceptacji, nienawiści do siebie i innych…
Trzymając się kurczowo przeszłości i żyjąc nią, największą krzywdę wyrządzamy sobie. Każdego dnia na nowo. Marnujemy czas, marnujemy energię, marnujemy potęgę naszego umysłu na podtrzymywanie trupa w sobie. Nasączamy trupim jadem wszystko, czego doświadczamy w kolejnym nowym dniu. Zatruwamy zdarzenia, relacje, pracę, marzenia. Bo kiedyś zdarzyło się coś, z czym nie mogę się pogodzić, czego nie potrafię sobie wybaczyć, co wciąż rozpala we mnie żal, złość… prowadząc do śmierci za życia.
Dziś to do mnie dotarło. Tak właśnie żyję. Nie wykorzystując pełni swoich możliwości, talentów, zdolności, umiejętności, doświadczenia i wrodzonych darów, krzywdzę siebie i swoich bliskich. Wszystko przez to, że nie umiałem do tej pory zaakceptować przeszłości, która pełna była zawirowań i działań, co do których jestem bardzo negatywnie nastawiony. Chciałbym je zmienić, podjąć inne decyzje, albo zrobić to w zupełnie inny sposób, ale wiem, że to niemożliwe. Są też decyzje z przeszłości, których nigdy bym nie zmienił i które sprawiły, że moje życie nabrało nowego wymiaru, zaczęło jaśnieć nowym blaskiem. Decyzje, co do których byłem i jestem pewien, że było idealne. Jednak wciąż jest coś, co przeszkadza mi się nimi cieszyć; co sprawia, że brnę przez życie, zamiast biec.
I tym czymś jest moja przeszłość we mnie. Moje myśli o przeszłości i o mnie w przeszłości. Moja ucieczka od przeszłości, która jak na złość, goni mnie jeszcze szybciej, niż ja zdołam przemieszczać się do przodu. Cóż. Sam ją do siebie przywiązałem najgrubszymi łańcuchami i linami w głowie i sercu. Nikt inny tylko ja.
Dziś nad ranem, dotarła do mnie jeszcze jedna cenna myśl: zawsze, gdy złoszczę się na innych, czy nie zgadzam się na to, co się dzieje, mówiąc swojemu życiu NIE – wyrządzam krzywdę sobie. Każdy atak najwięcej krzywdy wyrządza mnie. Jaki więc sens jest w złości na innych, czy też na to, co przynosi mi życie?
Żaden, tak samo jak mówienie NIE swojej przeszłości i temu, co się w niej wydarzyło.
Akceptacja przeszłości takiej, jaką ją widzieliśmy i przeżywaliśmy i zgoda na to, że taka była – to klucz do wolności.
Akceptacja teraźniejszości i wszystkiego, co wydarza się w danej chwili, łącznie ze sobą i ludźmi – to klucz do wolności.
Mówienie swojemu życiu TAK w każdym jego wymiarze – to klucz do wolności.
Przeszłości nie mogę zmienić i tak naprawdę nie chcę, bo kiedy przyglądam się jej w spokoju i ciszy, wiem, że dzięki temu, co się w niej wydarzyło i co przeżyłem, dziś jestem właśnie takim człowiekiem, jakim jestem. Mogę jednak przepracować swoje spojrzenie na zdarzenia z przeszłości, które nie należały do najprzyjemniejszych. Mogę spojrzeć na nie jak na doświadczenie, które warto wykorzystać dziś i w przyszłości. Coś, co ustrzeże mnie przed błędami, pomyłkami i działaniem na swoją niekorzyść.
Zgoda na przeszłość taką, jaką była, czy raczej, jaką ją postrzegaliśmy i jaka utrwaliła się w naszym umyśle – to proces. Ten jednak nie rozpocznie się od jasnej, rzetelnej i konkretnej deklaracji z naszej strony:
Zostawiam przeszłość i wkraczam w nowe. Dziś i każdego dnia, zamierzam tworzyć taką teraźniejszość, która stając się przeszłością, napełniać mnie będzie dumą, radością i poczuciem szczęścia.
Czas więc wziąć do ręki klucze i przekroczyć drzwi prowadzące do prawdziwej wolności.
http://jasnastronazycia.pl/niecodziennik/uwolnic-sie-od-przeszlosci/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz