Ostatnio na jednej z ulubionych grup roślinnych
działających w sieci przeczytałam o pomyśle stworzenia ogrodu
kwiatowego, który działałby na poziomie energetycznym na odpoczywające w
nim osoby. Terapia ogrodem? Nic nowego! Okazuje się, że znali i
praktykowali ją już starożytni Egipcjanie! Sam Hipokrates głosił, że
„przyroda jest lekarstwem w każdej chorobie”. Erich Fromm stwierdził zaś
o niej: „To miłość do życia”.
Faktycznie, żadne novum – każdy wysiłek fizyczny podejmowany w przyrodzie to szansa na naładowanie się pozytywną energią. A jednak postanowiłam wejść w temat głębiej. Jak to działa? I jak w praktyce stworzyć ogród terapeutyczny? Czy jest nim skwerek z kilkoma klombami, który obojętnie mijamy w drodze do pracy i z pracy? To rzeczywiście za mało. Zatem w ten i kolejny poniedziałek podzielę się kilkoma wiadomościami o leczniczej mocy ogrodów.
Czym jest floroterapia?
Jak ludzkość od wieków wyobraża sobie raj? Jako kwitnący ogród oczywiście. To wyobrażenie stare jak świat i niezwykle uniwersalne. Kwiaty od wieków kojarzą się z pięknem, równie nieodpartym, jak ulotnym. Poza tym w kwitnącym ogrodzie człowiek czuje się po prostu dobrze. A wychodząc poza piękno i nieuchwytną harmonię odczuwalną w kwitnącym ogrodzie – cóż bardziej wszechstronnego od możliwości użycia kwiatów? Mogą one stanowić i pokarm, i środek leczniczy, są również źródłem esencji zapachowych i barwników.
Czym jest floroterapia w ścisłym tego słowa znaczeniu? Stanowi ona dziedzinę zajmującą się leczeniem chorób za pomocą preparatów sporządzonych z kwiatów roślin nagonasiennych i okrytozalążkowych. Jej przedmiotem jest przygotowanie preparatów, ustalenie sposobu podania i dawkowania środków floroterapeutycznych oraz zakres ich stosowania w leczeniu chorób. Bierzemy tu pod uwagę i leczenie za pomocą pączków kwiatowych, czyli tzw. gemmoterapię.
Ale do samych mikstur floroterapia się nie ogranicza; jedną z mocy terapeutycznej roli kwiatów możemy odczuć właśnie dzięki wykorzystaniu pojedynczych żywych okazów lub zbiorowisk roślin kwitnących. Stąd właśnie bierze się tworzenie specjalnie zaprojektowanych ogrodów leczniczych. Ich oddziaływanie na psychikę w celu przywrócenia równowagi ustroju, jest rzeczą sprawdzoną już przez starożytnych Egipcjan! Dlatego i terapia ogrodem doczekała się własnego miana. Zapamiętajcie słowo hortiterapia i praktykujcie ją na sobie!
Parę słów o naukowych podstawach hortiterapii.
Terapeutyczne spacery po ogrodach były zalecane przez kapłanów i lekarzy egipskich jako środek na choroby umysłowe. Rzecz jasna, była to luksusowa kuracja, na którą mogli sobie pozwolić jedynie zasobni załamani życiem pacjenci. Starożytni terapeutycznej mocy ogrodów nie uzasadniali jeszcze naukowo, uczynili to ich następcy.
Znana jest zatem, np. teoria biofilii brytyjskiego socjologa i biologa Wilsona, który stwierdził: To wrodzony, zakodowany w naszych genach pociąg do przyrody, której jesteśmy częścią. Zgodnie z tą teorią, otaczamy się zwierzętami, hodujemy kwiaty w domu i pielęgnujemy ogrody, gdyż łączy nas wspólny przodek. Przodek ów zjawił się na Ziemi ponad trzy i pół miliarda lat temu i był podobnym do dzisiejszych bakterii jednokomórkowym mikrobem o najprostszej znanej anatomii i budowie molekularnej.
Co innego z kolei głosi teoria „przeciążenia i pobudzenia”. Zgodnie z jej założeniami, rośliny są gwarantem utrzymania równowagi wewnętrznej, gdyż obniżają pobudzenie spowodowanego czynnikami współczesnej cywilizacji – hałasem, natłokiem informacji i obrazów.
Theodore Roszak, profesor historii na California State University, ukuł inne pojęcie: ekopsychologia. Dowiódł, że dzisiejsze zaburzenia relacji człowieka z przyrodą są faktycznym źródłem powszechnego szaleństwa w społeczeństwie przemysłowym. Jako dzieci – stwierdził ten naukowiec – wszyscy otrzymujemy dar naturalnej więzi z przyrodą, tak zwane ego ekologiczne. Jednak gdy dorastamy, zaburzamy swą wewnętrzną ekologię – podporządkowujemy własną naturę określonym przekonaniom na temat tego, kim jesteśmy, czy kim chcielibyśmy być. Stworzona przez niego zatem ekopsychologia służyć ma temu, by odzyskać nadwątloną więź łączącą nas u zarania życia z naturą.
Wobec powyższych dywagacji, ciekawie brzmi stwierdzenie jednego z bardziej cenionych praktyków hortiterapii, doktora Bacha: Do stosowania esencji kwiatowych nie jest wymagana żadna wiedza naukowa. Kto chce odnieść jak największy pożytek z owego boskiego daru, musi pozostać czysty w swojej pierwotności, wolny od teorii i rozważań naukowych – ponieważ w naturze wszystko jest proste. Jak praktykował leczenie ogrodem Bach?
Niektóre dziedziny hortiterapii z samych ogrodów przeniosły się do pomieszczeń, a w finale – do laboratoriów
Terapia kwiatowa doktora Edwarda Bacha, czyli o sile porannej rosy
Została opracowana już w latach trzydziestych ubiegłego wieku! Działający w tym czasie doktor Bach, angielski lekarz, patolog, bakteriolog i homeopata, opracował niezwykły rodzaj terapii. Wyszedł z założenia, że choroba jest wynikiem konfliktu między duszą i umysłem. By złagodzić ów konflikt, zalecał wizyty w ogrodzie kwiatowym, by pozyskiwać pozytywną energię, zdolną przekierować lub neutralizować energię negatywną za pomocą… rosy zbieranej z liści i płatków obecnych w ogrodzie roślin. Według Bacha promienie słoneczne powodować miały transmisję swej energii witalnej do wody osiadłej na kwiatach. Ale jeżeli sądzicie, że tak naenergetyzowaną wodę należało spijać prosto z roślin, jesteście w błędzie! Zebraną esencję słoneczno-kwiatowej mocy Bach rozcieńczał mieszaniną wody i alkoholu. W ten sposób sporządzał swoisty rodzaj nalewki. Jego metoda, w swych założeniach bliska homeopatii, była z czasem przez samego jej twórcę poddawana transformacjom: w pewnym momencie poranna rosa została porzucona na rzecz źródlanej wody, w której gotowano kwiaty a następnie poddawano ją konserwowaniu alkoholem, by rozcieńczyć przed zażyciem. Cóż, spijanie wody źródlanej z liści brzmi bardziej romantycznie, ale to ta druga metoda przetrwała do dziś – esencje kwiatowe Bacha są nadal produkowane i sprzedawane w specjalistycznych placówkach medycyny naturalnej (alternatywnej), zagranicznych drogeriach i aptekach. W Wielkiej Brytanii zaś istnieje Dr Edward Bach Centre, gdzie stosuje się metody lecznicze doktora Bacha.
Jak praktycznie działają ogrody leczące?
Oczywiście wszystko zależy od konkretnego typu ogrodu. O szczegółach i inspiracjach przeczytacie w następnym odcinku. Wiadomo jest, że nim wyłoni się pożądany kształt ogrodu, zbawiennie wpływa już sama praca nad przyszłym ideałem. Bakterie znajdujące się w glebie pobudzają wydzielanie się w organizmie człowieka serotoniny, nazywanej hormonem szczęścia. Serotonina reguluje procesy trawienne, sen i sprawność seksualną.
Faktycznie, żadne novum – każdy wysiłek fizyczny podejmowany w przyrodzie to szansa na naładowanie się pozytywną energią. A jednak postanowiłam wejść w temat głębiej. Jak to działa? I jak w praktyce stworzyć ogród terapeutyczny? Czy jest nim skwerek z kilkoma klombami, który obojętnie mijamy w drodze do pracy i z pracy? To rzeczywiście za mało. Zatem w ten i kolejny poniedziałek podzielę się kilkoma wiadomościami o leczniczej mocy ogrodów.
Czym jest floroterapia?
Jak ludzkość od wieków wyobraża sobie raj? Jako kwitnący ogród oczywiście. To wyobrażenie stare jak świat i niezwykle uniwersalne. Kwiaty od wieków kojarzą się z pięknem, równie nieodpartym, jak ulotnym. Poza tym w kwitnącym ogrodzie człowiek czuje się po prostu dobrze. A wychodząc poza piękno i nieuchwytną harmonię odczuwalną w kwitnącym ogrodzie – cóż bardziej wszechstronnego od możliwości użycia kwiatów? Mogą one stanowić i pokarm, i środek leczniczy, są również źródłem esencji zapachowych i barwników.
Czym jest floroterapia w ścisłym tego słowa znaczeniu? Stanowi ona dziedzinę zajmującą się leczeniem chorób za pomocą preparatów sporządzonych z kwiatów roślin nagonasiennych i okrytozalążkowych. Jej przedmiotem jest przygotowanie preparatów, ustalenie sposobu podania i dawkowania środków floroterapeutycznych oraz zakres ich stosowania w leczeniu chorób. Bierzemy tu pod uwagę i leczenie za pomocą pączków kwiatowych, czyli tzw. gemmoterapię.
Ale do samych mikstur floroterapia się nie ogranicza; jedną z mocy terapeutycznej roli kwiatów możemy odczuć właśnie dzięki wykorzystaniu pojedynczych żywych okazów lub zbiorowisk roślin kwitnących. Stąd właśnie bierze się tworzenie specjalnie zaprojektowanych ogrodów leczniczych. Ich oddziaływanie na psychikę w celu przywrócenia równowagi ustroju, jest rzeczą sprawdzoną już przez starożytnych Egipcjan! Dlatego i terapia ogrodem doczekała się własnego miana. Zapamiętajcie słowo hortiterapia i praktykujcie ją na sobie!
Parę słów o naukowych podstawach hortiterapii.
Terapeutyczne spacery po ogrodach były zalecane przez kapłanów i lekarzy egipskich jako środek na choroby umysłowe. Rzecz jasna, była to luksusowa kuracja, na którą mogli sobie pozwolić jedynie zasobni załamani życiem pacjenci. Starożytni terapeutycznej mocy ogrodów nie uzasadniali jeszcze naukowo, uczynili to ich następcy.
Znana jest zatem, np. teoria biofilii brytyjskiego socjologa i biologa Wilsona, który stwierdził: To wrodzony, zakodowany w naszych genach pociąg do przyrody, której jesteśmy częścią. Zgodnie z tą teorią, otaczamy się zwierzętami, hodujemy kwiaty w domu i pielęgnujemy ogrody, gdyż łączy nas wspólny przodek. Przodek ów zjawił się na Ziemi ponad trzy i pół miliarda lat temu i był podobnym do dzisiejszych bakterii jednokomórkowym mikrobem o najprostszej znanej anatomii i budowie molekularnej.
Co innego z kolei głosi teoria „przeciążenia i pobudzenia”. Zgodnie z jej założeniami, rośliny są gwarantem utrzymania równowagi wewnętrznej, gdyż obniżają pobudzenie spowodowanego czynnikami współczesnej cywilizacji – hałasem, natłokiem informacji i obrazów.
Theodore Roszak, profesor historii na California State University, ukuł inne pojęcie: ekopsychologia. Dowiódł, że dzisiejsze zaburzenia relacji człowieka z przyrodą są faktycznym źródłem powszechnego szaleństwa w społeczeństwie przemysłowym. Jako dzieci – stwierdził ten naukowiec – wszyscy otrzymujemy dar naturalnej więzi z przyrodą, tak zwane ego ekologiczne. Jednak gdy dorastamy, zaburzamy swą wewnętrzną ekologię – podporządkowujemy własną naturę określonym przekonaniom na temat tego, kim jesteśmy, czy kim chcielibyśmy być. Stworzona przez niego zatem ekopsychologia służyć ma temu, by odzyskać nadwątloną więź łączącą nas u zarania życia z naturą.
Wobec powyższych dywagacji, ciekawie brzmi stwierdzenie jednego z bardziej cenionych praktyków hortiterapii, doktora Bacha: Do stosowania esencji kwiatowych nie jest wymagana żadna wiedza naukowa. Kto chce odnieść jak największy pożytek z owego boskiego daru, musi pozostać czysty w swojej pierwotności, wolny od teorii i rozważań naukowych – ponieważ w naturze wszystko jest proste. Jak praktykował leczenie ogrodem Bach?
Niektóre dziedziny hortiterapii z samych ogrodów przeniosły się do pomieszczeń, a w finale – do laboratoriów
Została opracowana już w latach trzydziestych ubiegłego wieku! Działający w tym czasie doktor Bach, angielski lekarz, patolog, bakteriolog i homeopata, opracował niezwykły rodzaj terapii. Wyszedł z założenia, że choroba jest wynikiem konfliktu między duszą i umysłem. By złagodzić ów konflikt, zalecał wizyty w ogrodzie kwiatowym, by pozyskiwać pozytywną energię, zdolną przekierować lub neutralizować energię negatywną za pomocą… rosy zbieranej z liści i płatków obecnych w ogrodzie roślin. Według Bacha promienie słoneczne powodować miały transmisję swej energii witalnej do wody osiadłej na kwiatach. Ale jeżeli sądzicie, że tak naenergetyzowaną wodę należało spijać prosto z roślin, jesteście w błędzie! Zebraną esencję słoneczno-kwiatowej mocy Bach rozcieńczał mieszaniną wody i alkoholu. W ten sposób sporządzał swoisty rodzaj nalewki. Jego metoda, w swych założeniach bliska homeopatii, była z czasem przez samego jej twórcę poddawana transformacjom: w pewnym momencie poranna rosa została porzucona na rzecz źródlanej wody, w której gotowano kwiaty a następnie poddawano ją konserwowaniu alkoholem, by rozcieńczyć przed zażyciem. Cóż, spijanie wody źródlanej z liści brzmi bardziej romantycznie, ale to ta druga metoda przetrwała do dziś – esencje kwiatowe Bacha są nadal produkowane i sprzedawane w specjalistycznych placówkach medycyny naturalnej (alternatywnej), zagranicznych drogeriach i aptekach. W Wielkiej Brytanii zaś istnieje Dr Edward Bach Centre, gdzie stosuje się metody lecznicze doktora Bacha.
Jak praktycznie działają ogrody leczące?
Oczywiście wszystko zależy od konkretnego typu ogrodu. O szczegółach i inspiracjach przeczytacie w następnym odcinku. Wiadomo jest, że nim wyłoni się pożądany kształt ogrodu, zbawiennie wpływa już sama praca nad przyszłym ideałem. Bakterie znajdujące się w glebie pobudzają wydzielanie się w organizmie człowieka serotoniny, nazywanej hormonem szczęścia. Serotonina reguluje procesy trawienne, sen i sprawność seksualną.
Uwolnienie od stresu, polepszenie koncentracji – i wszystko to działa już na poziomie… doniczek!
Dowiedziono, że to właśnie od roślin doniczkowych zaczyna się nasze
dobre samopoczucie. Co warto zauważyć – nie działają w ten sposób kwiaty
cięte. Potwierdzono to badaniami przeprowadzonymi na Kansas State
University. Poddano obserwacji 90 pacjentów-rekonwalescentów po
usunięciu wyrostka robaczkowego. W niektórych salach szpitalnych
ustawiono rośliny, inne pominięto. Co się okazało? Pobudzeni obecnością
roślin doniczkowych pacjenci przyjmowali mniej leków, mieli niższe
ciśnienie krwi i tętno, odczuwali mniejszy ból i byli bardziej
pozytywnie nastawieni do życia. Ci pozbawieni roślin skupiali się
głównie na telewizorze. Jak służy zdrowiu telewizor? Pozostawiam bez
komentarza. Dlaczego nie czuli poprawy zdrowia pacjenci obok których
pyszniły się urodą bukiety? Żywot kwiatu ciętego jest bardzo krótki –
podczas pobytu w szpitalu obserwacja jego powolnej agonii nie należy do
szczególnie krzepiących. A nad kwiatem doniczkowym trzeba się pochylić,
zaopiekować nim, zaangażować w jego życie, które od nas zależy. Oderwanie od własnych bolączek? Idealny punkt wyjścia dla hortiterapii! Pacjenci podlewali je, przycinali, przestawiali w lepsze dla nich miejsca.
Rozszerzając tę moc na powierzchnię całego ogrodu można zdziałać cuda! Ale o tym już w kolejnym odcinku, za tydzień.
Źródła:
Dzieci natury, Ewa Łątka, Zwierciadło 2011
Floroterapia, dr Henryk Różański, Porady na zdrowie 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz