Strony

wtorek, 26 kwietnia 2016

Jak Tasha Tudor cofnęła czas?

Bohaterka to krucha starsza pani, w delikatnej chustce na starannie upiętych z tyłu głowy włosach. Najczęściej ukazana jest w oszałamiającym bogactwem roślin ogrodzie, w towarzystwie zwierząt. Nie trzeba być znawcą sztuki, by zorientować się, że to epoka wiktoriańska.
Wskazują na to narzędzia ogrodnicze, jakimi posługuje się staruszka i kroje jej ubrań. Jeżeli zaś gospodynię widzimy we wnętrzu domu, urzeka nas w nim misterna porcelana, naftowe lampy i łagodna uroda sprzętów dawnego umeblowania. Wszystkie zdjęcia tchną spokojem i poczuciem harmonii. To były piękne czasy! – chce się westchnąć z żalu za tym, co minęło wraz z XIX wiekiem.



A teraz uwaga: zdjęcia wykonano u schyłku XX i na początku XXI wieku. I nie są one kadrami z kostiumowego filmu. To jak najbardziej prawdziwa dokumentacja życia codziennego konkretnej osoby, nie modelki pozującej do ilustrowanego czasopisma. Starszą panią jest Tasha Tudor, amerykańska autorka i ilustratorka książeczek dla dzieci. Magiczka i rewolucjonistka. Nie spodobały się realia XX wieku, zatem je po prostu zbojkotowała i zamieszkała w wieku XIX.



Nie sądzę, że postęp jest piękny, więc jestem bardzo zacofana – miała powiedzieć Tasha. To określenie zwykle nie należy do pochlebnych. Tasha Tudor uczyniła z niego sztukę.
Tasha, matka czworga dzieci, od jednego z synów otrzymała w 1972 dom wraz z ogrodem w miejscowości Marlboro, w stanie Vermont. I już mając własny kawałek świata, zarządziła w nim cofnięcie się o prawie 150 lat wstecz. Konsekwentnie – realia XIX-wieczne przeniosła nie tylko do scenerii, ale i w swój codzienny tryb życia. Miała wtedy 57 lat.



Jak zatem wyglądało życie Tashy? Odziana tak, jak kochała, w długie powłóczyste spódnice, chusty i szale, wraz z wschodem słońca rozpoczynała pracowity dzień. Wędrowała do studni po wodę, krzątała się wokół swych zwierząt i ogrodu, dbała o bogate zasoby spiżarni, podejmowała często przyjaciół, dzieci i wnuki, a przed pójściem spać, wraz z zachodem słońca siadała przy kominku z filiżanką herbaty. Nie miała w domu zegarów.
Cały rok odmierzał jej zegar natury, od której była ściśle uzależniona. Utrzymywała się bowiem z zasobów swego ogrodu i z hodowli kilku zwierząt. Lubiła też łowić ryby w pobliskiej rzece. Zbierała na łąkach zioła, które potem suszyła i używała zarówno w kuchni, jak w i samoleczeniu.


Kochała każdą porę roku i na żadną nie narzekała – po prostu poddawała się rytmowi natury i wsłuchiwała w życie swego ogrodu, który podpowiadał jej, czym o danej porze należy się zająć. Ogród ten zresztą, choć stał się jej największym chyba dziełem sztuki, nigdy tak naprawdę nie został przez nią zaprojektowany. Sadziła w nim po prostu to, co uważała za piękne i to, czego potrzebowała, by żyć.  Oprócz ogrodu żywiły ją pszczoły, bo miała kilka uli i kozy, z których mleka wyrabiała masło i sery. Od kóz zresztą uzależniała bogactwo swego ogrodu, bo nie uznawała w nim żadnych nawozów sztucznych, musiał starczyć ten dostarczany przez zwierzęta. W ogrodzie najadało się zaś i hodowane przez Tashę stado kur.



Jesienią i zimą nastawał czas wykorzystywania pozyskiwanych przez cały rok darów natury – spiżarnia Tashy była zawsze obficie zaopatrzona, z czego cieszyli się licznie odwiedzający dom goście, Mogli tu zjeść nie lada smakołyki, wszystkie przyrządzane przez panią domu. Nie pojawiało się tu współczesne jedzenie.
W ogrzanym przynoszonym przez Tashę z lasu drewnem wnętrzu, cudowne dni świąteczne spędzały jej dzieci, wnuki oraz przyjaciele. Szczególną atmosferę podkreślały palące się wtedy świece z wosku pszczelego i choinka ozdobiona pieczonymi przez panią domu piernikami. Ku radości dzieci, rogi obfitości wypełnione były obficie domowymi pralinkami, karmelkami śmietankowymi, krówkami i toffi. Gospodyni obdarowywała też wszystkich własnoręcznie tworzonymi prezentami.



Uwielbiam zimę. To wspaniała pora roku. Nie muszę nigdzie iść, bo pracuję w domu. Jeśli zasypie mnie śnieg, moje zapasy pozwolą mi przeżyć przez kilka miesięcy – mawiała Tasha. Ale gdy nadchodziła wiosna, znów z radością ruszała do prac poza domem.
Miała oswojoną papugę, którą „serwowała” na tacy nowo przybywającym do domu gościom. Na dany przez jej panią znak, papuga ożywała, a skonsternowani wcześniej niecodziennym daniem goście, mogli teraz pośmiać się wraz z gospodynią.
Tasha Tudor w swej bajecznej, wyrwanej czasowi posiadłości, przeżyła 36 szczęśliwych lat.
Dawno, dawno temu, było piękne miejsce, a w nim mieszkała niezwykła kobieta… Dawno temu? No, niezupełnie – Tasha umarła zaledwie 7 lat temu. Dlatego mogła wystąpić osobiście w tym filmie:



Dzieci Tashy odziedziczyły po swej matce dorobek o wartości ponad 2 mln euro – w tym jej posiadłość wraz z ogromną kolekcją strojów z epoki wiktoriańskiej. Kontynuują jej dzieło i dlatego kawałek codzienności tej niezwykłej kobiety, każdy z nas może poczuć osobiście. Jeżeli macie na taką podróż w czasie ochotę, zajrzyjcie koniecznie tu: KLIK! i tu: KLIK!
Warto odbyć tak szczególną wizytę w krainie czyjegoś spełnionego marzenia. Niestety, ani cieszące się ogromnym powodzeniem dzieła Tashy, ani żadna książka jej poświęcona, nie doczekały się jeszcze polskiego wydania – to znacząca luka.
Dlatego tym bardziej się cieszę, że dzięki stronie Kultura-i-obyczaje-w-XIX-wieku mogłam odkryć tę niezwykłą osobę. Dziękuję.
Tasha_Tudor_harvest_pears

http://ulicaekologiczna.pl/umysl-i-cialo/jak-tasha-tudor-cofnela-czas/

1 komentarz: